Released: 18 February 2013. The Haunted Man is the third studio album by English singer and songwriter Natasha Khan, known professionally as Bat for Lashes. It was released on 12 October 2012 by Parlophone. The album was preceded by the lead single "Laura", which was released on 24 July 2012.
Review: Bat For Lashes, 'The Haunted Man' For all its dark and mysterious overtones, Natasha Khan's music lets rays of hope and joy leak out of every shadow. Throughout The Haunted Man, she infuses her songs with grace and grandeur. October 14, 201210:31 PM ET Audio for this feature is no longer available. For all its dark and mysterious overtones, Natasha Khan's music lets rays of hope and joy leak out of every shadow. From the first song on The Haunted Man — in which the artful English pop singer, who performs under the name Bat for Lashes, exclaims, "Thank God I'm alive!" — Khan infuses her songs with grace and grandeur. Still, for all her music's soaring qualities, she spends her new album marinating in the realities of love, want and loss. Listen to the sinister, slinky "All Your Gold," about a woman who weighs the costs and benefits of marrying a man who doesn't excite her, and you'll hear a singer who knows when to douse her Technicolor canvas with shades of gray. Bat for Lashes' third album and first since 2009's Two Suns, The Haunted Man doesn't soar to the peaks of its predecessor: It's not as infectious as "Daniel," as sumptuously pretty as "Moon and Moon," or as worldly (and otherworldly) as Khan's past work on the whole. But it's got moments that sparkle, arrangements that deftly employ worldly beats and whirring electronics, and an affecting single in "Laura," which paints a piano-driven portrait of Hollywood tragedy. Comparisons to Khan's musical predecessors are, as always, inevitable — her voice bears heavy traces of Tori Amos, Siouxsie Sioux, Portishead's Beth Gibbons and especially Kate Bush — but at least her taste is impeccable. Don't be surprised if Bat for Lashes joins their ranks among the inspirations of tomorrow.
Featuring collaborations with Beck, Rob Ellis, David Sitek, Portishead's Adrian Utley, and others, The Haunted Man is at once striking and enigmatic. Natasha Khan has said her third album as Bat
Rok nagrania: 2022 Gatunek muzyki: Rock Wykonawca: Rammstein Rok nagrania: 2022 Wykonawca: Camila Cabello Rok nagrania: 2018 Wykonawca: Teresa Werner Rok nagrania: 2018 Gatunek muzyki: Pop, Rock Gatunek muzyki: Pop Gatunek muzyki: Pop, Rock, Dance i disco Wykonawca: Pink Floyd Wykonawca: Taco Hemingway Rok nagrania: 2018 Wykonawca: Rammstein Wytwórnia: Universal Music Polska Rok nagrania: 2022 Gatunek muzyki: Filmowa Gatunek muzyki: Alternatywna, Metal, Pop, Rock Wykonawca: Mariah Carey Rok nagrania: 2015 Gatunek muzyki: Metal, Pop Wykonawca: Porcupine Tree Rok nagrania: 2022 Wykonawca: Don Wasyl & Cygańskie Gwiazdy Rok nagrania: 2018 Wykonawca: Bożena i Mirosław Szołtysek Rok nagrania: 2020 Wykonawca: Imagine Dragons Wykonawca: Klaus Schulze Rok nagrania: 2022 Rok nagrania: 2021 Wykonawca: Ralph Kaminski Rok nagrania: 2019 Gatunek muzyki: Rock Wykonawca: Mrozu Gatunek muzyki: Pop, Rock Wykonawca: Pink Floyd Wytwórnia: EMI Rok nagrania: 2011 Gatunek muzyki: Dance i disco, Kabaret i musical, Poezja śpiewana, Pop Gatunek muzyki: Etniczna, Filmowa, Pop Wykonawca: Kwiat Jabłoni Rok nagrania: 2020
6:51. October 12, 2012 16 Songs, 1 hour, 14 minutes ℗ 2013 The copyright in this sound recording is owned by The Echo Label Ltd under exclusive licence to Parlophone Records Ltd. Also available in the iTunes Store.
Przegląd Płyt Pominiętych #1 Keyshia Cole – Woman to Woman Ilość tracków: 12 Gatunek: R&B/Soul Label: Geffen Records Najlepszy momenty: Get It Right, I Choose You, Missing Me, Stubborn Najgorsze momenty: co najwyżej Wonderland, Signature Proponowana ocena: 4+/6 Przyjemna produkcja. Królują tu dynamiczne, ale harmonijne brzmienia, które wpadają w ucho i są w stanie zainteresować sobą na dłuższy czas. Może nie jest to aż tak klimatyczne i soulowe jak Girl on Fire, lecz dzięki solidnej ekipie producenckiej (T-Minus, Jack Splash, Carlos McKinney itepe) oraz treściwej liryce (opowiastki z życia kobiety doświadczonej przez los i mężczyzn) otrzymano niezwykle chwytliwe melodie przeplatane soczystymi, ale nienachalnymi bitami. Całość sklejono ze znanych i lubianych elementów, które z pewnością przypadną do gustu fanom R&B. Ciągle coś się dzieje: tu jakiś ciekawy featuring, tam zwalnia/przyspiesza tempo. Nie żałuję nabycia tej pozycji - chociaż mogłaby być bardziej wyrazista, to idealnie spisuje się jako nieprzymulający chillout w klimacie R&B. Nie usypia, ale działa kojąco na zmysły. Bat For Lashes - The Haunted Man Ilość tracków: 11 Gatunek: różnoraki pop, rock, folk, sporadycznie elektronika Label: Parlophone Single: Laura, All Your Gold, A Wall Najlepsze momenty: Oh Yeah, Marilyn Najgorsze momenty: Horses of the Sun, Deep Sea Diver Proponowana ocena: -4/6 Co prawda wydawnictwo nie jest wyjątkowo świeże, ale skoro wpadło mi w rączki, to wypadałoby coś o nim napisać. Jak zapewne większość z was już wie, prezentuje ono klimaty alternatywy z pogranicza popu, rocka, folku i elektroniki. Pierwszą rzucającą się w uszy rzeczą jest minimalizm podkładu – chociaż album cechuje się (pozornym) eklektyzmem gatunkowym, to i tak ograniczono ilość dźwięków przypadających na track. Nie, nie jest ubogo, jest po prostu...cicho. Rezultat? Otrzymujemy spokojne, poniekąd magiczne produkcje, które w większości przykuwają uwagę. Za wadę mogę uznać fakt, że mimo wszystko są numery nie wywołujące skrajnych odczuć, które bywają bezpłciowe i posiadają kompletnie nietrafione melodie. Na szczęście, to mniejszość. Generalnie nie jest źle, warto rzucić uchem, choćby nawet z samej ciekawości. Wielu osobom pewnie się spodoba. Olly Murs – Right Place Right Time Ilość tracków: 12 Gatunek: Pop Label: Epic/Columbia Records Single: Troublemaker Najlepsze momenty: Hey You Beautiful, Personal, What a Buzz Najgorsze momenty: Army of Two, Loud & Clear Proponowana ocena: 3/6 Trzeci studyjny krążek brytyjskiego piosenkarza to zbiór przebojowych nagrań, wyprodukowanych przez sławy pokroju Steve’a Kipnera i Lucasa Secona. Za sprawą umiejętnego zastosowania różnorodnych, znanych motywów, postarano się o lekkostrawne, typowo wakacyjne melodie, które szybko zapadają w pamięć. Hitowego potencjału dodają też chwytliwe refreny, stanowiące dopełnienie stosunkowo beztroskiego podkładu. Z jednej strony album jest bardzo łatwo przyswajalny – już po pierwszym odsłuchu możemy zdecydować, czy chcemy go mieć w swojej kolekcji. Jednak proste akordy i niekiedy przesadne inspiracje (tylko ja tutaj słyszę Maroon 5?) przesądzają o tym, że jeszcze łatwiej się nim przejeść. Ciekawa propozycja, ale na dłuższą metę nie nadaje się do dziennej playlisty. Do radyjka, raz na rok na odtwarzacz - lepiej ostrożnie ją dawkować. Green Day - ¡Tré! Ilość tracków: 12 Gatunek: punk-rock Label: Reprise Records Single: co najwyżej The Forgotten Najlepsze momenty: Brutal Love, Dirty Rotten Bastards Najgorsze momenty: 8th Avenue Serenade, Amanda, 99 Revolutions Proponowana ocena: -3/6 Jak już gdzieś wspomniałem – pisanie o trylogii Green Daya zaczyna wychodzić mi bokiem. O ile druga część wypadła całkiem przyzwoicie, to przy trzeciej można się nieźle zanudzić. Wciąż mamy do czynienia ze słodkim punk-rockowym graniem, utrzymanym w klimacie dwóch wcześniejszych płyt. Jest to odczuwalne do tego stopnia, że po zapoznaniu się z ¡Uno! i ¡Dos! ma się wrażenie, że najnowszą propozycję złożono ze samych odrzutów i demówek. Na plus mogę zaliczyć co najwyżej spore zróżnicowanie tempa. Ale to niestety tylko tyle jeżeli chodzi o dobre strony. Gwoli ścisłości – nie jest to krytycznie słabe wydawnictwo. Da się go przesłuchać i nawet bezboleśnie. Problem w tym, że, w porównaniu z poprzednikami, jest wtórne i nie wywołuje większych emocji, przez co łatwo stracić wątek i zwyczajnie zasnąć. To samo po raz trzeci, tyle że w najsłabszej odsłonie. Zgadzasz się? Podaj dalej:
Laura, taken from Bat For Lashes' new album The Haunted Man. Out Now. (US and Canada released 10/22) For further pre-order offers and information visit htt
Płyta “The Sun” z 2009 roku niespodziewanie uczyniła z Natashy Khan międzynarodową gwiazdę, co w kontekście art rockowej zawartości wydawnictwa było rzeczą niezwykłą. Zainteresowanie legitymującą się pseudonimem Bat For Lashes artystką podtrzymał wydany trzy lata później krążek “The Haunted Man”. Mniejsze przywiązanie do płyty czuła za to sama wokalistka, której oporniej szło nagrywanie prostszych, nastawionych (zgodnie z oczekiwaniami wytwórni) na komercyjny sukces piosenek. Radość z tworzenia odnalazła przy okazji kompletowania “The Bride” – taki paradoks, bo płyta zdecydowanie do wesołych nie należy. Ślub jest ponoć najpiękniejszym i najszczęśliwszym dniem w życiu kobiety. Panna młoda, w którą wciela się Bat For Lashes na albumie “The Bride”, dzień ten zapamiętała zgoła inaczej. Jej ukochany w drodze na miejsce uroczystości jest ofiarą drogowego wypadku. Na jej bólu, żalu i próbach poradzenia sobie z żałobą oparty jest cały koncept wydawnictwa. Natasha wybiera się samotnie w podróż poślubną, chcąc odnaleźć w sobie siłę na zmierzenie się z okrutnym losem. A to wszystko przy dźwiękach alt popu. Wokalistka nie zaczyna od trzęsienia ziemi. Zanim dowiadujemy się, co wydarzyło się panu młodemu, Bat For Lashes serwuje dwie wprowadzające kompozycje. W przenikliwym, minimalistycznym “I Do” panna młoda nie może doczekać się ślubu, śpiewając tomorrow you will take me for your bride and know that the grey skies will blow away. Sporo jednak w jej głosie dziwnego smutku. Być może kobieta rozmawiała już w ukochanym, który w stopniującym napięcie, ciemnym “Joe’s Dream” zwierza się jej ze swoich nocnych koszmarów (said he dreamt of God’s search light). Muzycznie słabszym utworem jest wzbogacone elektronicznymi bitami “In God’s House”, w którym to złe przeczucia z poprzedniego kawałka urzeczywistniają się. Jeśli jeszcze nie dowierzacie, co się wydarzyło, wątpliwości rozwiewa moja ulubiona pozycja na albumie – niepokojące, dopełnione delikatnymi chórkami “Honeymooning Alone”, które rozpoczyna się odgłosami samochodowego wypadku. Do kompozycji, które najbardziej przypadły mi do gustu, należą również takie utwory jak “Sunday Love”, “Never Forgive the Angels”, “Close Encounters” oraz “If I Knew”. Pierwsza z piosenek stawia na żywsze brzmienie i wibrujące taneczne bity, którym towarzyszą wysokie wokalizy Bat For Lashes. Na przeciwnym biegunie leży “Never Forgive the Angels”, które zaaranżowane zostało niemalże na bluesową, mroczną modłę. Cichą propozycją jest filmowe “Close Encounters”. Klasyczniej brzmi skromne “If I Knew”, które mimo swojej prostoty ma w sobie coś magicznego. Z pozostałych nagrań najbardziej uwagę przyciąga przegadane, mrożące krew w żyłach “Widow’s Peak”. Warto także sięgnąć po melancholijną piosenkę drogi “Land’s End” oraz senne, wyciszające “Clouds”, w którym bohaterka opowieści Natashy zdaje się odnajdywać wewnętrzny spokój. Bat For Lashes porwała się na zadanie ciężkie i bardzo ambitne. Napisanie koncepcyjnej płyty nie jest w końcu rzeczą prostą. Samo wymyślenie historii wymaga sporego wysiłku. Lubię mówić, że takie albumy są jak osobliwe audiobooki. W “The Bride” sama historia robi lepsze wrażeni aniżeli aranżacje czy wokale Natashy Kahn, przy czym dodać trzeba, że one same są na wysokim poziomie. Nawet jeśli końcówka wydawnictwa nie wypada tak okazale jak jego początek. I chociaż płyta ma lepsze lub gorsze momenty, nie wypada słuchać jej inaczej niż w całości. Jest smutno, ale pokrzepiająco. Warto: Honeymooning Alone & Never Forgive the Angels
01 Lilies02 All your gold03 Horses of the sun04 Oh Yeah05 Laura06 Winter Fields07 The Haunted Man08 Marilyn09 A Wall10 Rest your head11 Deep sea diver
The paganism of the dressing-up box has been a rich source of inspiration for art-pop women in recent years. This modern era for pelts'n'robes began with Felt Mountain, Goldfrapp's haunted debut from 2000, an album eventually followed by the horny stag-head rave-ups of Supernature (2005). Bat for Lashes's own debut was 2006's Fur and Gold, a record whose faintly tribal, flouncy avant-song distantly recalled the swoop of Kate Bush with a rabbit bone for a Two Suns, Natasha Khan's 2009 LP, came a mainstream mini-hit, Daniel, an Ivor Novello award and the mass high-street take-up of talismanic animal imagery. Of course some boys have been pounding the tribal drum as well. Animal Collective reimagined mantric chanting for a new millennium; fellow travellers Yeasayer guested on Two Suns. But gender, as ever, is significant. Girls, you could argue, are allowed to make weird music if it comes swathed in scarves and symbolism. It's ironic, too, in that referencing the ancient and elemental, the music that resulted frequently sounded so a result of her upward trajectory Khan's third opus comes with expectations heaped upon its shoulders, whose dead weight would roughly approximate that of a naked man. It's worth unpacking the album's startling Ryan McGinley cover art. Khan has stated in interviews that she wanted to distance herself from the played-out headdress fetish and create an iconic image that recalled Patti Smith or PJ Harvey. On the one hand, The Haunted Man's cover is terrific. The mighty huntress Diana has nailed a large kill. On the other, Khan's still naked – how the media prefers to market its women. The best thing about it is her expression, neither triumphant nor cutesy, just captured herself in the act of album is Khan's strongest yet. The superlative pizzicato plunk of All Your Gold is virtually chamber R&B. In the lyrics, Khan is weighing up a relationship. "Never see the big church steeple when I call you on the phone," she confesses. But "he's a good man". What to do?Most of the songs here deal in inventive pop electronics bounced off a range of producers and collaborators ranging from Beck (the appealing Marilyn) to Portishead's Adrian Utley, and in autobiography. "I cursed the road, and I came home to the love you gave," she sings on Horses of the all its lush, arty, boho womanscapes, The Haunted Man does not, however, deal the killer blow of originality that by now Khan should have in her power. Being signed to a major label creates pressure for the kind of piano ballad exemplified by Laura, for which Khan teamed up with Justin Parker, the co-author of Lana Del Rey's Video Games. Throughout, Kate Bush becomes a reference too common to dodge. "You've been running up hills," sympathises the otherwise excellent Rest Your concern with English place (in Khan's case, Sussex) and men returning home from war recalls the preoccupations of PJ Harvey's Let England Shake. The Haunted Man is an assured and sonically seductive record – if only it didn't echo a little too often the sound of other women's work.
. 593 206 596 592 96 193 165 183
bat for lashes the haunted man recenzja